czwartek, 2 sierpnia 2012

Po co te loty zwiadowcze?

Spyta ktoś może, po kiego diabła ta cała heca z lotami zwiadowczymi... Po co ryzykować statek wart kilkadziesiąt milionów kredytów i życie kilku ludzi (no dobra, klonów, czyli powiedzmy jakieś czterysta tysięcy kredytów sztuka)?

Postaram się wytłumaczyć to Wam w prosty sposób. Zresztą tłumacząc to w jakikolwiek inny sposób zrobiłbym z siebie niezłego kretyna. W skrócie wygląda to tak, że loty zwiadowcze okrętów klasy Sitting Duck (albo, potocznie, Kaczuch) mają dwa podstawowe cele.


Pierwszy, nazwijmy go cywilnym, polega na zmapowaniu sektora, do którego się skacze. Przez zmapowanie rozumiemy przede wszystkim określenie możliwych tras kolejnych skoków nadświetlnych (nie, nie da się skoczyć skądkolwiek dokądkolwiek - spytajcie jakiegoś astrofizyka, dlaczego), poza tym skan sektora daje odczyt gwiazd i planet w danym sektorze, łącznie z ich danymi. Zainteresowani są tym głównie goście z wielkich korporacji, chcą wiedzieć, gdzie są jakie złoża i takie tam. Bzdety. No powiedzmy, że mapowanie możliwych wyjść w nadświetlną jest przydatne również dla normalnych ludzi.

Ważniejsza jest jednak inna sprawa. Przestrzeń jest pełna różnego rodzaju paskudztw, zaczynając od takich mniej obrzydliwych (asteroidy), przez dziwaczne (pola elektromagnetyczne), do totalnie odjechanych (anomalie czasoprzestrzenne, pająki energetyczne i takie tam). Te paskudztwa zajmują konkretne miejsce w przestrzeni. No i teraz wyobraźmy sobie, co by się stało, gdyby taki na przykład pancernik floty wyszedł z nadświetlnej prosto w pole asteroidów... Minus jeden punkt dla tych, co pomyśleli, że asteroidy odbiłyby się od tarcz. Nie - pancernik pojawiłby się dokładnie w tym samym miejscu co asteroida, a dzieją się zaiste dziwne rzeczy, jak dwa obiekty chcą być w tym samym miejscu. Jeżeli wzmiankowany pancernik miałby akurat w tym miejscu reaktor, to byłoby nie tylko dziwnie, ale wręcz widowiskowo. Uwierzcie, zdarzało się.

Co więc wykombinowali nasi jajogłowi? Wykombinowali niewielką jednostkę, która tworzy bańkę przestrzenną w miejscu wyjścia z nadświetlnej. Innymi słowy nasza dzielna Kaczucha  może wyskoczyć w środku anomalii, ale efekt będzie taki, że "rozepchnie" tę anomalię. To co się dzieje później, bywa cokolwiek wesołe, ale przynajmniej nie wyparujemy w ułamku sekundy, tak jak ten pancernik. No i po to właśnie latamy w tych dziwnych misjach.

Co bardziej ciekawskim mogą przyjść na myśl dwa oczywiste pytania, więc pozwólcie, że rozwieję Wasze mrzonki. Po pierwsze, czy nie prościej byłoby zamontować urządzenia tworzące bańkę przestrzenną na większych statkach? Odpowiedź brzmi: nie. Jest to technicznie możliwe, ale zwiększa wielkość i ciężar okrętu na tyle, że przestaje być użyteczny bojowo. Po drugie: czy wysyłanie całych flot Kaczuch się opłaca, skoro ponad połowa z nich nie wraca do bazy? No cóż, powiem tak - policzmy. Kaczucha to jakieś 30 milionów kredytów. Dodajcie 2 miliony za kilka klonów. A teraz porównajmy to z niewielkim niszczycielem gwiezdnym - 750 milionów kredytów, 450 ludzi na pokładzie, większości nieklonowanych. O większych potworkach typu pancerników albo lotniskowców nawet nie chcę myśleć. Teraz już łapiecie "rachunek ekonomiczny"?

--- Załogant II klasy Stan "orions" Cantry


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz