wtorek, 7 sierpnia 2012

Wszystkie klony Federacji...

Wszedłem do kantyny i rozejrzałem się dookoła. Standard, kilku ochlejów z Eskadry Beta sączyło powoli jakiś nieznany mi drink o kolorze smaru rakietowego (zresztą kto ich tam wie, może to był smar), dwóch znajomych mechaników siedziało w kącie, kłócąc się o coś, poza tym kilkanaście nieznajomych twarzy, na których nie zawiesiłem wzroku na dłużej. Dzień jak co dzień. Pewnie za rok będę z nimi wszystkimi na "ty", jeżeli psychicznie wytrzymam rok tutaj. Ja albo oni.

Wzruszyłem ramionami i podszedłem do baru. Wszystkie stołki były wolne, poza jednym, na którym siedział... hm, gdybym nie wiedział, że do służby przyjmują tylko pełnoletnich, to bym powiedział, że piętnastolatek. Ciemne włosy, wielkie oczy, chudy jak szkapa i w dodatku minę miał taką, że nic tylko zaraz sobie żyły podetnie. Pomyślałem sobie, że może czas na jakiś dobry uczynek, podniosę młodego na duchu, a co, awans niedawno dostałem, mogę sobie pozwolić na wielkoduszność. Na wszelki wypadek zerknąłem jeszcze tylko na jego rękaw, pomny faktu, że pozory mogą mylić. Kumpel tydzień temu rzucił tekstem "spadaj, smarkaczu" do komandora, który przypadkowo też bardzo młodo wyglądał. Cóż, przez najbliższy miesiąc nie musimy się martwić o ryzyko wylosowania do czyszczenia kibli w bazie. Tym razem jednak pułapki nie było, chłopak miał pojedynczy pasek kadeta, znaczy świeżutko po Akademii biedaczek.

- Cześć, młody. Coś taki zblazowany?

Wzmiankowany zerwał się ze stołka, oczy od razu powędrowały mu na mój rękaw (heh, niezły instynkt), w ostatniej chwili opanował się przed salutem. Kurde, ale ich musieli na unitarce przetrzepać...

- Aaa... nic takiego, proszę Pana.

Niezły tekst, swoją drogą. "Proszę Pana". Młody nie wiedział, że mam całe dwa miesiące więcej stażu, niż on, co w normalnej jednostce oznaczało tyle, co nic. Tyle tylko, że my nie służyliśmy w normalnej jednostce. Moje dwa miesiące stażu oznaczały, że przeżyłem kilka klonów i widziałem w Głębi rzeczy, od których włosy już nawet boją się jeżyć... Czyli lekką ręką byłem od gościa całe wieki starszy.

- Po pierwsze, panował to mi będziesz, jak będę miał trochę więcej srebra na mundurze, póki co dla ciebie jestem Orions. A po drugie... jasne, "nic takiego". Już widziałem takich gości, którym "nic takiego" nie było, a potem się ich zmywało z łopatek turbowentylatorów, bo wykombinowali, że tak się można najszybciej zabić w tej bazie.

- Tak jest, pro... znaczy... no w sumie to masz rację, Orions. Zobacz, to jest mój problem.

- No i co z tym? Standardowa zgoda na klonowanie. Też mi temat, 90% ludzi tutaj ma taką podpisaną. Piloci w każdym razie, zakładam że obsługa bazy niekoniecznie.

- Że jak???

- A Ty myślałeś, że co? Przy naszym współczynniku udanych powrotów do bazy za cholerę nie dałoby się tak szybko trenować nowych kadetów. Przecież my wracamy z co drugiego lotu zwiadowczego, a i to też jak dobrze pójdzie. Policz sobie. Dziennie latamy 30-40 lotów z tej bazy, gdyby nie klonowanie, to dzień w dzień musieliby przysyłać tu... czekaj... około setki nowych pilotów. Żadna Akademia nie ma takiego przemiału.

- O kur... A ja tu miałem egzystencjalne dylematy, czy to podpisać... No bo, czy po pierwszym sklonowaniu to będę dalej ja? Czy nie zacznę świrować od tych wszystkich encefalogramów... Ty, ale z tego co mówisz, to wynika, że jak tego nie podpiszę, to moja spodziewana długość życia w tej bazie liczy się w tygodniach, tak?

- Aha. Licząc w tygodniach to na palcach jednej ręki ameby. Bez jaj, młody. Podpisuj i się nie szczyp. Znaczy, są tu tacy, którzy nie podpisali i jeszcze żyją, ale to dosłownie kilku. Ale oni są... inni, ci goście latają wręcz nałogowo, przedłużają sobie kontrakt, mimo że spokojnie mogliby odejść do cywila. Tak, czy siak, nas to nie dotyczy. Dla Twojej informacji, latam tu od dwóch miesięcy, a to jest mój.... jedenasty? Tak, chyba jedenasty klon. Policz sobie, jakie masz szanse, jak nie podpiszesz.

Młody popatrzył na mnie chwilę z mocno rozdziawioną japą, po czym bez zbędnego namysłu wyciągnął z kieszeni jakiś długopis i machnął podpis na dokumencie. Minę miał przy tym nieszczególną, ale przynajmniej na razie nie groziło nam kolejne samobójstwo w bazie. Mission accomplished. Dopiłem swojego drinka i skierowałem się w kierunku drzwi wyjściowych. Po drodze złapał mnie okrzyk młodego.

- Hej! Orions!

- Si?

- Dzięki za pomoc. A w ogóle, to jestem....

- Nie bardzo mnie obchodzi, kim jesteś. Jak przetrzymasz pierwszy miesiąc i nie wyślą cię do pokoju bez klamek, tak jak co trzeciego pilota, to wtedy pogadamy. Powodzenia, młody.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz